Norwegia, Lofoty, trekking w Skandynawii – relacja z wyjazdu
Norwegia, kraj trzykrotnie obszarem większy od Polski z małym zaludnieniem. Od dawna moje marzenie na wakacyjny wyjazd, z jakim biurem???, wnikliwe analizy programów wyjazdowych zdecydowanie wskazują na biuro „APTER”. Na mój wyjazd czekam 2 lata bo nie w każdym roku zbiera się odpowiednia ilość chętnych , ale jedziemy, razem 19 osób. Po zejściu z promu przejeżdżamy wzdłuż zatoki Botnickiej kierując się na północ i pozostawiając za sobą ludniejsze tereny. Jest coraz bardziej zielono i bardziej surowo, przekroczyliśmy koło podbiegunowe.
Za oknami naszego busa drzewa karleją, ukazują się nam błękitno – zielone wody jezior, rwące wartkie rzeki, na horyzoncie zarysy gór. W ten krajobraz wtulone małe osady lub pojedyncze domki pomalowane w zdecydowanych kolorach natury, ostrego ugru, czerwieni, żółci z kontrastowymi wykończeniami. W ląd długimi jęzorami wdziera się o tej porze roku leniwe morze. Myśl człowieka pospinała ten podzielony przez wodę ląd nowoczesnymi mostami i tunelami. Dzięki temu przemieszczamy się o wiele szybciej. Lofoty witają nas umiarkowaną pogodą, wędrując po tych wyjątkowych górzystych wyspach cichych i zdawałoby się łagodnych możemy się przekonać że czeka nas wiele niespodzianek. Zielonymi zboczami gór spływają potoki wodospadów, w górnych partiach leży biały śnieg.
Trafisz tutaj na urokliwe schroniska maleńkie jak chatynki Hobbitów w których znajdziesz zapas kawy, herbaty, pełną butlę z gazem. Firmy sportowe powinny w tych terenach testować swoje buty, woda jest wszędzie, spływa po skałach i zielonych zboczach porośniętych mchami i karłowatymi drzewami, czasami wpadasz w torfowisko. Mokre buty murowane. Siedząc na szczycie mam wrażenie że mój czas płynie wolniej, cisza, dookoła morze od leciutkiego błękitu przy brzegu aż do ciemnego granatu na głębinach z górami wyrastającymi jakby znikąd, z dna morskiego?, ta ostro zarysowana i surowa, inna z łagodnie opadającym w dolinę zboczem porośniętym zielonym lasem.
Na każdym skrawku płaskiej powierzchni urokliwe miasteczka. W portach kołyszą się leniwie kolorowe jachty, pod strzechami domów do słońca wiszą dorsze susząc się na zimową zupkę. Główne suszarnie sztokfisza to drewniane konstrukcje poza osadami gdzie zawieszone w całości lub tylko łby dorsza rozsiewają zapach iście z perfumerii. Opuszczamy Lofoty, przed nami droga Troli i fiord Geiranger wdziera się długim językiem w głąb lądu. Jak jest głęboki przekonujesz się kiedy budzisz się rano a przed twoim oknem na wodzie cumuje „grubas” o 11 pokładach a za nim wpływa drugi. Fiord Geiranger to nie tylko słynny wodospad 7 sióstr i wędrówki po górach ale pyszne świeżuchne ryby nie kupione tylko złowione przez naszych opiekunów płci męskiej z głównym wędkarzem Januszem, a smażone przez Panią Anię na głębokim tłuszczu, tym smaczniejsze że okraszone pięknym polskim fartuchem w kwiaty i serdecznością gospodyni. Krętą drogą Orłów opuszczamy fiord i po drodze do Parku Narodowego Jotunheimen oglądamy na własne oczy i na własnych nogach lodowiec Jostedalsbreen,
…i woda……, jeziora polodowcowe w kolorze łagodnej zieleni, spienione wodospady dziko spadające po skałach z kolorową tęczą z promieni słonecznych, jak masz szczęście to i Ciebie otulą kolory tęczy. Obieramy kierunek Park Jotunheimen, za oknem góry Skandynawii, hektary fantastycznych naturalnych dywanów utkanych z roślinności w kolorach natury z wyraźnym deseniem przysmaku reniferów, chrobotka. Łańcuchy gór Skandynawii przyprószone śniegiem, ostro zarysowane na tle nieba. Schronisko w górach,
….i najwyższy szczyt Goldhopiggen, łatwizna, tylko czego tak mokro i Ci Skandynawowie wyekwipowani jakby szli na Mont Everest, z pewnością nigdy nie byli na Orlej Perci. Program zrealizowany, wracamy, po drodze jeszcze Sztokholm, miasto to wywarło na mnie duże wrażenie. Woda, woda, mosty, cumujące grubasy, jachty, tramwaje wodne, kolorowe budynki, zielone skwerki, jak pięknie można poukładać to co daje nam natura i mądrość człowieka. Podsumowując mój wyjazd piszę, świetnie zorganizowana wyprawa, miła serdeczna atmosfera, program przemyślany. Organizatorzy wiedzą gdzie jadą. Dla słabszych nie ma gonitwy na zaliczanie. Kto chce zobaczyć prawdziwą Norwegię polecam ten program. Ja kolejny raz przekonałam się o tym że po pierwsze należy słuchać rad organizatorów. Jeżeli mówią że z wyżywieniem to tak ma być, nie licz na narodowe przysmaki kupowane w restauracji kiedy chcesz poznać kraj od podszewki. No cóż w takich wypadkach ty zajadasz przywieziony przez siebie suchy prowiant z Polski a mądrzejsi przysmaki Pani Ani i Zbyszka. Po drugie prostota ludzi lodu, potomków legendarnych „Wikingów” w budowaniu domów i życiu codziennym daje nam wiele zadowolenia. Ogólnie fantastyczna atmosfera, dziękuję organizatorom i przesympatycznym uczestnikom wyprawy, kochani było wspaniale. Posłuchałam wielu ciekawych opowieści, wzbogaciłam się o wiele przydatnych rad. Dzięki Marysi i Tadziowi zwiedziłam Lancokonę i okolice, tak pięknie o nich opowiadali. Mówimy razem z Irenką wszystkim witajcie, i do zobaczenia gdzieś na szlaku, kto wie.
Maria i Irenka ze Stalowej Woli.
Stalowa Wola Listopad 2011